Najnowsze wpisy


maj 16 2009 dupa
Komentarze: 0

wino, ja i... eee ja??

dupa, dupa, dupa

nie tak to wszystko miało wyglądać,

jeszcze są Bee Gees ze mną, ale to nie pomaga, nie potrafię nawet prowadzić tego cholernego bloga, to miała być cała historia opisana mojej rodziny, moja, cała

 

a jak zwykle jest jedno wielkie nic, zresztą tak jak z dzisiejszego wieczoru,

rozważam jeszcze opcje: pić samej dalej czy pić w towarzystwie?? hmmm... niech się zastanowię;

żeby gdzieś wyjść trzeba by było coś ze sobą zrobić, a tak to można być w stanie, że tak powiem surowym. Z drugiej strony mam umyte włosy, więc może nie było by tak ciężko gdzieś iść, a może jednak dobry film i lody?

 

kurczę, jakie ja muszę podejmować ciężkie decyzje, naprawdę; macie wszyscy farta, że nie macie takich problemów

 

pozdrawiam

 

 

lauraghothe : :
kwi 11 2009 Wielkanoc
Komentarze: 0

Siedzę i płaczę. Ile można być poniewieranym? Obiecuję w tym miejscu wszem i wobec, że nie odezwę się więcej do wujka. Będę odpowiadać tylko i wyłącznie na pytania, najkrócej jak się da. Nie pozwolę obrażać ani siebie, ani mojej rodziny, ani mojej wiary, ani mojego kraju. To są piękne święta, naprawdę piękne święta.

lauraghothe : :
mar 29 2009 Wizyta z piekła rodem
Komentarze: 0

Dziś krótko.


Zatem moi rodzice zamieszkali pod wielkim miastem w małym domku nad morzem. Dziadków T (taty) przez dłuższy czas nie odwiedzali, bo Ci raz za razem odrzucali wszelkie próby nawiązania kontaktów. Po trzech latach, gdy ja miałam 2 latka, babcia T i moja mama postanowiły zaaranżować spotkanie. Cała nasza trójka wybrała się Golfem do dziadków, a raczej jak się okazało do babci. Pierwsze lody zostałe szybko przełamane i po chwili już siedziałam na kolanach mojej babci, która nie mogła się nazachwycać swoją pierwszą wnuczką;] W ten sielankowy obrazek wparował niczego nieświadomy dziadek i udało mu się to wszystko zepsuć jednym prostym zdaniem: Zabierz tego diabła z mojego domu!! Oczywiście tym diabłem byłam ja. Chociaż nie byłam aniołkiem to do lucyfera było mi jakkolwiek daleko. Stwierdzenie to doczyło oczywiście faktu, że nie byłam ochrzczona. Oburzony tata zgarnął swoją rodzinkę i postanowił nigdy więcej nie wyciągnąć pierwszy ręki do swojego ojca.


Na szczęście stosunkowo dość szybko, bo po około pół roku gościliśmy w naszym domku obydwoje dziadków T. Okazało się, że pomimo oburzenia jakiego doznał dziadek na mój widok, babci dosyć łatwo udało się go namówić na zaakceptowanie rodziny swojego syna. Dużo w tym wszystkim oczywiście było mojej zasługi, gdyż od tego momentu stałam się jego oczywistą faworytką. Zwłaszcza, że jestem jego pierwszym wnuczęciem i jedynym płci żeńskiej.


Średnio krótko, ale jest. Nie mam niestety czasu by dokładniej wszystko opisywać, ale może z czasem będę wracać do tego co już było.

lauraghothe : :
mar 28 2009 Sandały chodzą, bo lubią
Komentarze: 0

W taki dzień jak dziś, aż żal siedzieć przy komputerze; niestety jeden z moich kierunków wymaga tego i nie chce przyjąć żadnych usprawiedliwień. Ale i tak więcej byłam na powietrzu (licząc samochód jako powietrze) niż w domu.


Ponieważ zapomniałam klucza do domu, wracając ze spaceru poszłam do sąsiadów. Mieszkamy w starej kamienicy, a drzwi w drzwi sąsiadujemy z parą staruszków zwanych przez nas 'dziadkami'. Nie pierwszy (i na pewno nie ostatni) raz przygarnęli mnie oni do siebie. Rozmawiałam właśnie z babcią w kuchni przy herbacie (z ręcznie robionym sokiem malinowych, mniam) gdy zadzwoniła prawdziwa babcia T (tak oznaczać będę mamę Taty) i oznajmiła, że mój wujek miał zawał, ale wszystko jest już w porządku. Chciałabym bardzo mieć w sobie więcej empatii, ale niestety nie mam. Skoro wszystko jest w porządku, to jest.

- Jakieś złe wieści? - babcia odrobinę zaniepokoiła się, gdyż dyskretnie podsłuchiwała;]

- Wszystko jest już w porządku, wujek miał zawał, ale nic mu już nie grozi.

- Tak to jest... Zawały chodzą po ludziach

- Nie wiem czy lubią czy nie, może sandały chodzą bo muszą - odpowiedział dziadek, który dopiero co wszedł do kuchni

Długo nie mogłyśmy uspokoić z babcią wybuchu niepohamowanego śmiechu, ale w końcu udało nam się opanować i babcia odprowadziła dziadka przed telewizor.

Niestety dziadek oprócz tego, że jest nieomalże głuchy, to jest też o 30 lat od babci starszy i podchodzi pod 100tke. Co za tym idzie jest raczej mniej niż bardziej sprawny zarówno fizycznie jak i umysłowo. Biedna babcia, czasem mam wrażenie, że będzie mogła odpocząć dopiero po jego śmierci, chociaż z drugiej strony jak mi opowiada historie o czasach kiedy byli młodzi to odnoszę wrażenie, że ich życie to były nieustanne zrywy miłości i namiętności przeplatane zazdrością i kłótnią. Kto by na to wpadł patrząc na tą parę spokojnych staruszków, z których jedno czule głaszcze nędzną resztkę siwych włosów tego który nawet nie pamięta swojego imienia.




lauraghothe : :
mar 27 2009 Złe dobrego początki
Komentarze: 0

Chciałabym zacząć od początku, od samego początku, ale niestety jestem kiepska z historii. Więc zacznę od tego co wiem od rodziców.

Moi rodzice pochodzą z małej wioski, którą umiejscowimy w środkowej Polsce. Tata jest szlachcicem, wiem jak to dziwnie brzmi i sama często w to wątpię. Faktem jednak jest, że wychował się we dworku, w którym moja babcia mieszka do dzisiaj, a po wojnie zostały odnalezione obrazy przedstawiające rzekomych moich przodków. Także coś w tym musi być. Moją mamę poznał w kościele i to była miłość od pierwszego wejrzenia;] Niecały rok później się pobrali i niecały rok później na świat przyszłam ja. Oczywiście nie wszystko poszło tak gładko. Moi dziadkowie żyli w przeświadczeniu swojej wyższości nad tzw. 'plebsem' i mieli inne wyobrażenie o przyszłej żonie mojego taty. Nie mogę sobie wyobrazić jak w XX wieku można było stosować taką segregacje, ale z drugiej strony skoro w tym wieku Hitler wymordował Żydów, za to, że nie byli Niemcami to może nie ma się czemu dziwić. Moja mama pochodzi z biednej rodziny, skończyła policealne dwuletnie studium nauczycielskie i nauczała w szkole we wsi. Historie, które pochodzą z tamtego czasu są niesamowite, kiedy mi o tym opowiada czuję się jakbym w sennych wyobrażeniach przenosiła się 200 lat wstecz. Czy możecie sobie wyobrazić, że jeżeli któreś z dzieci nie mogło zapłacić za węgiel do ogrzewania szkoły chodziło do niej latem, a zimą zostawało w domu? Moja mama mieszkała tam w małym wynajętym pokoiku w budynku szkoły, który z jej opisów ciężko było nazwać pokojem. Zawierał on szafę, biurko, dwa krzesła, rozkładane łóżko i piec, w którym trzeba było samemu rano napalić. Po rozłożeniu tego wszystkiego niestety nie było już wolnego miejsca. Na krześle stała miska, służąca do mycia się (ja: mamo, tam nie było prysznica?? mama: prysznica? tam nie było nawet toalety) i małe radyjko przez które moja mama słuchała przed snem o 20.00 bajek dla dzieci;] a do najbliższej stacji było tak daleko, że niestety nie mogła wracać na weekend do domu. Siłaczka Żeromskiego jak się patrzy;]

 

Ale do rzeczy (wiem, nie zaczyna się zdania od Ale. Ale tak na prawdę dlaczego?), prawdopodobnie moim dziadkom nie przeszkadzało tyle 'niskie' urodzenie (w końcu w tych czasach nie istniał już tego rodzaju podział społeczny), a po prostu fakt, że była biedna. Do tego doszła jeszcze jedna rzecz, bardzo ważna. Wspomniałam, że moi rodzice poznali się w kościele, ale nie napisałam w jakim. Jeżeli ktoś zapyta w tym momencie: a jaka to różnica? To powiem, że jest szczęściarzem, bo to znaczy, że nigdy nie doświadczył represji ze strony rodziny odnośnie swojego wyznania. Był to kościół chrześcijański, ale nie katolicki, a protestancki, dokładniej baptystyczny. Czytaj: Sekta. Dzisiaj (ja jestem protestantką oczywiście też;) nie spotykam się raczej z żadnymi represjami, tylko ze zwyczajną ignorancją i hasłami wolnościowymi: Każdy wierzy w to co chce. Ale wtedy innowiercy nie byli traktowani tak pobłażliwie. Rodzina mojej mamy jest również katolicka, tylko ona postanowiła zmienić swoją wiarę i przeszła na protestantyzm. Dla dziadków od strony mamy nie było to wielkim problemem, inaczej rzecz się miała u szlacheckiej części mojej rodziny. Na początku traktowali to jako nowe 'hobby' taty, mówiąc, że mu to przejdzie, ale wyjechał na studia i nie przeszło, wziął chrzest (w kościele protestanckim chrzest następuje w wieku świadomym) i nadal nie przechodziło, ostatecznie poznał moją mamę i postanowili się pobrać. Z biedną bezbożnicą??? Tego dla moich dziadków było za wiele, zostało postawione ultimatum: albo oni, albo ślub.

 

I w czerwcu odbył się ślub... Ponieważ rodzina taty wyrzekła się ich, zostali nieomal bez grosza. Zamieszkali w domu mojej mamy, tata robił magistra, a mama pracowała. W czasie miesiąca miodowego spędzonego pod namiotami w czasie służby wojskowej mojego taty zostałam poczęta ja;] Do czasu moich narodzin przypadających na jeden z najpiękniejszych miesięcy w roku - Kwiecień (wnikliwy czytelnik zauważy, że to o miesiąc za późno - ale to już inna historia...) tata się 'wybronił' i zaczął pracować, a moi rodzice zamieszkali na obrzeżach 'wielkiego miasta' położonego nad morzem.

 

 

Esh... nie miałam pojęcia, że mi to tyle zajmie; czuję że nie zdołam opisać nawet jednej setnej tego co bym chciała. W takim tempie raczej nie dam rady dojść do opisywania dni mi współczesnych. Jeżeli 20 lat opisywałabym przez 10 lat, a potem te 10 lat przez 5 lat itd. To czy kiedyś dojdę do chwili obecnej? Innymi słowy jeżeli dzielisz przedział cały czas na pół to dojdziesz kiedyś do zera? Tak brzmi prościej, co nie? oczywiście, że dojdziesz, w nieskończoności...

lauraghothe : :